Jeszcze przed świętami rozmawiałem z pewnym bezdomnym. Spytałem, tak z głupia frant, czy mu się podoba taki przystrojony Wrocław.
- Nie. A Tobie się podoba? - usłyszałem w odpowiedzi.
Próbowałem z tego wybrnąć jakoś dyplomatycznie, bo jeśli chodzi o moje odczucia estetyczne, to zaiste miasto wyglądało pięknie. Jednak odpowiedziałem tak:
- Brzydko nie jest, ale pozakładali to wszystko już pod koniec listopada, więc, do wigilii ma prawo spowszednieć. Cała magia świąt, zamieni się w prozę życia.
- No własnie. A w tych wszystkich centrach handlowych stoją drzewka piękniej przystrojone i wiszą bogatsze ozdoby, niż w domach wielu dzieci, które tam przychodzą. - Tutaj, do naszych uszu zaczęła dobiegać jakaś kolęda w wykonaniu, obrzydliwego według mnie, zespołu Kombi. Bezdomny powiedział: - Jakbym był bogaty, albo przynajmniej miałbym dom, to bym siedział teraz na fotelu przy kominku, albo przy choince i słuchał tej piosenki w radiu, albo nawet z płyty! Ale tak czy siak, nie lubię świąt, tego przepychu; to jest nieprawda, ten pseudoluksus, który serwuje się ludziom na święta. Stwarza się iluzje luksusu, albo nawet przymus, na siłę kojarzy się święta z przepychem, z prezentami. W świętach o co innego chodzi. Wiesz młody przyjacielu, że Watykan chciał znieść święta? Właśnie przez tą komercję. Święta, to największy chwyt marketingowy świata! To nie jest dobre...
Bardzo zaskoczyło mnie to, co powiedział o Watykanie. Sprawdziłem to więc i faktycznie - były takie postulaty, żeby zmienić formę świętowania Bożego Narodzenia, na znacznie skromniejszą.
Wszystko co powiedział bezdomny, nie było jednak żadną nowością. Ja, i nie tylko ja, wpadłem na to już dawno, a w pierwszej klasie liceum nawet, zrobiłem o tym przedstawienie, zamiast jasełek. Tak więc ostateczny wniosek - święta straciły na znaczeniu.
Następnie, czyli po Bożym Narodzeniu, zachodzi okres oczekiwania na nowy rok. To jest zawsze jakaś wyrwa w życiorysie. Ani się człowiek nie przestawi na tryb pracy, ani nie może sobie pozwolić na całkowite zanurzenie się w swoich własnych małych przyjemnościach, jak choćby czytanie. Niby już trzeba pracować, ale człowiek jeszcze żyje tym świątecznym lenistwem i myślą o sylwestrze i nowym roku.
Potem przychodzi nowy rok. No i trzeba go oczywiście godnie przywitać, bo jakże by inaczej? Tutaj też jest jakiś cholerny przymus tego świętowania. I nie wiem czy "godnie" to jest dobre słowo. Chociaż może i jest, ale tylko gdybyśmy uznali, że to ironia. Tak naprawdę to kolejny pretekst, żeby zaimprezować. Tylko że tak się już zmutował, że stał się niemalże obowiązkiem. Jak ktoś nie baluje w sylwestra, to znaczy, że albo ma żałobę, albo jest samotny, albo nienormalny. A ja, na ten przykład, chciałbym w przyszłym roku po prostu nie uczestniczyć w tym owczym pędzie.
W końcu przychodzi czas na zabawę noworoczną - to dopiero jest dziura w życiorysie! I to taka dosłowna! Dowiadujemy się co się działo, dopiero oglądając zdjęcia następnego dnia i opowiadając sobie, kto jaki szczegół pamięta i tak, krok po kroczku, można sobie odtworzyć, co to była za wspaniała zabawa!
W końcu przychodzi czas na zabawę noworoczną - to dopiero jest dziura w życiorysie! I to taka dosłowna! Dowiadujemy się co się działo, dopiero oglądając zdjęcia następnego dnia i opowiadając sobie, kto jaki szczegół pamięta i tak, krok po kroczku, można sobie odtworzyć, co to była za wspaniała zabawa!
Reasumując, okres świąteczny, czyli od Bożego Narodzenia do Nowego Roku, uważam za totalnie pusty. Porównałbym go do wydmuszki... do wydmuszki! A do Wielkanocy mamy jeszcze sporo czasu.
Ciekawy tekst. Ja myślę, że potrzeba nam trochę wyjątkowości w tym okresie Bożego Narodzenia. Potrzeba abyśmy czuli, że jest to czas specjalny, bo powód świętowania jest także szczególny. Ale ważne jest, abyśmy w tym wszystkim nie zapomnieli, co świętujemy. I abyśmy nie zgubili tego co najważniejsze. Pozdrawiam serdecznie! :)
OdpowiedzUsuń