wtorek, 14 grudnia 2010

Czy aby na pewno?


Ubodzy ludzie wydają się niekiedy bardziej... wolni od osób z tak zwanej medium class. Nie wiem, czy to kwestia pogodzenia się z ubóstwem, czy może próba wynagrodzenia go sobie, rodzaj kompensacji. Może jednak fiksują z samotności, bo trzeba przyznać, że samotni to oni są jak mało kto. Większość ludzi traktuje ich jak powietrze.
Ot taki przykład z tramwaju:
Ludzie jadą. Niektórzy siedzą inni stoją, jak kto woli. Nie wszystkie miejsca są zajęte, panuje ogólny luz. Tramwaj zatrzymuje się na stacji przy centrum handlowym i wtedy dosiada się niepożądany pasażer.
Starszy facet, ubrany w kilka albo nawet kilkanaście warstw wszelakiej maści ubrań prosto ze śmietnika, zwieńczonych szaroburym prochowcem. Brodaty, z fikuśną zimową czapeczką na głowie i szczątkami kaloszy na nogach. W ręku, obowiązkowo, dzierży starą walizkę. Pominę jego parametry zapachowe. Rozsiadł się ów bezdomny na fotelu w tylnej części pojazdu. Nagle w luźnym, przed chwilą, tramwaju zrobiło się wręcz tłoczno i to wcale nie dlatego, że dosiadło się dużo ludzi. Wprost przeciwnie, wielu nawet wyszło. Chodzi o to, że wszyscy wbrew wygodzie, przemieścili na przód wagonu. Pominę parametry zapachowe jakie w nim zapanowały, za sprawą niepożądanego gościa. Co ciekawe, nikt na niego nawet nie patrzył. Może parę osób zerkało kątem oka, ale nikt nie odważył się spojrzeć. Wyjątkiem było jedynie kilkuletnie dziecko, które podeszło do bezdomnego z niedojedzonym hamburgerem, żeby oddać mu resztkę kanapki.
Na kolejnym przystanku weszli kontrolerzy biletów, nie wiedzieć czemu potocznie nazywani kanarami. Sprawdzili bilety wszystkim, co do joty! Kto nie miał, dostał bolesną nauczkę. Darmową przejażdżką jednak, został uraczony właśnie nasz bezdomny. Pominę jego parametry zapachowe, ale kanary przeszły koło niego jakby nie istniał. No może tylko po kryjomu zasłaniali nosy, ale to była jedyna poszlaka zdradzająca, że wiedzą o jego istnieniu.
Trudno jednak powiedzieć o nędzniku, którego opisałem wyżej, żeby jakoś wybitnie cieszył się wolnością, ale samotny był na pewno. Wróćmy więc do sedna sprawy i do sytuacji która miała miejsce pewnego razu na poczcie i którą tak oto zapisałem w moim podręcznym notatniku:

Poczta przy rynku (Wrocław).
Stary facet w granatowym płaszczu podszytym jakimś kiepskiej jakości futrem, w kapeluszu i z dużym czarnym plecakiem. Z kilkudniowym, białym zarostem i pożółkłymi paznokciami:
- Proszę się nie martwić! Myślę, że do końca roku będziecie państwo obsłużeni!
Przy okienku z napisem "Informacja" jakiś facet żali się, że dostał rachunek za TV, a przecież już płacił.
- ...i co ja mam teraz zrobić? - pyta. Leciwy trefniś podszedł do niego i z uśmiechem skwitował:
- Trzeba tak robić, żeby nic nie robić.
Następnie przewędrował na drugi koniec pomieszczenia i stanąwszy na jakimś niewielkim podeście rzekł:
- Poczta Polska jest wyjątkowo nieudolnie urządzona!!
A swoje wystąpienie spointował piosenką:
"Zielono mi... i spokojnie,
Zielono mi..."

No i sami powiedzcie: czy to nie był wolny człowiek?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz